Jeśli, tak jak ja, lubisz odetchnąć od pracy przy komputerze i giełdowych wykresach, pisząc, bądź czytając jakąś błahostkę, czy makabreskę, to witam! To tekst dla Ciebie. Odsyłam Cię też do „kawałka”: Kontrakty na WIG20 – Tańcowały dwa gartley’e dwa,dwa,dwa! Jeśli masz też coś swojego, albo ulubionego, w tym klimacie, proszę: Share! 🙂
Wszystko zaczęło się od niewinnej analizy, wykonywanej co prawda pewnej lutowej, mroźnej nocy, ale nie w chłodzie zamkowej komnaty, a w zaciszu monitorowanego warszawskiego osiedla.
Zaczęło się od zgoła banalnej sugestii, żeby przyjrzeć się japońskim świecom, które zaświeciły w piątek ostatni, wcale nie przy bladym księżycu, a w pełnym świetle … giełdowych jupiterów.
CÓŻ miało się wydarzyć w sytuacji, gdy zamiast przyglądać się krwistej poświacie jakiegoiś transsylwańskiego nieboskłonu, trzeba było się jeno „przyjrzeć świecom na wyższych interwałach, H1 i H4, oraz ich umiejscowieniu w strukturze klina wzrostowego, o którym również pisaliśmy w scenariuszu rynkowym na piątek”?
NIC, a jednak TRZECH WISIELCÓW. … wstało.
Na wykresach! Uff …
Tu cytat kolejny, z analizy owej wzięty: „I jeszcze – dla pełni obrazu – świeca na interwale dziennym D1. A jakże! Znowu wisielec. Mały, bo mały, ale jednak. Co prawda, to nie Halloween, ale mamy okres karnawału, balów przebierańców. Więc nie dziwota. Dziś plan … przebierańców. :-)”
Wisielcy nie okazali sie jednakowoż wszeteczni i zła wszelkiego nie uczynili. Wręcz przeciwnie. Na sam koniec poniedziałkowych zmagań giełdowych hufców, kurs, społem się wysiliwszy, w dół przez nikogo nie wykopany zepchnęli.
I nasz scenariusz na tę sesję – dzięki ich tchnieniom wcale życiodajnym- wypełnił się, a nasi czytelnicy z cienia (świecowego) bogatsi wyszli.
Choć jakoś tak się dziwnie zdarzyło, że zysk ten, wedle naszego na wskroś niewinnego posłowia, które było się ukazało dnia kolejnego, przeznaczony był „dla graczy bardziej niecierpliwych i podejmujących większe ryzyko”.
Nie dziwota! Brrr …